Z obserwatorów staliśmy się współuczestnikami Święta Zmarłych - Poznaj Meksyk
Z obserwatorów staliśmy się współuczestnikami Święta Zmarłych

Z obserwatorów staliśmy się współuczestnikami Święta Zmarłych

Jerzy i Agata
2021-12-04
    
Z obserwatorów staliśmy się współuczestnikami Święta Zmarłych

Wyprawa zaczęła się dosyć pechowo: anulowano jeden z lotów, następny był opóźniony, także to że w końcu znaleźliśmy się na lotnisku w Mexico DF graniczyło z cudem. Ale tu zaczęły się dopiero  prawdziwe cuda – spotkaliśmy Monikę i Marcina  i zaczęła się magiczna przygoda z z Meksykiem.

Niezwykle  spotkanie z zamierzchłymi cywilizacjami Toltekow, Azteków, które mimo iż liczniejsze i z większa wiedzą – uległy najeźdźcom z Hiszpanii. Pozostały po nich tylko monumentalne i pełne tajemnic  piramidy. Miasta zbudowane przez Hiszpanów z szerokimi ulicami, masywnymi domami z kamieni, z wysokimi drzwiami, wielkie katedry z jasnego kamienia ze strzelistymi wieżami, o wnętrzach mrocznych i posępnych jak dusze konkwistadorów. I obok miasta meksykańskie – domy  z pobielonymi ścianami, białymi kościołkami, wąskimi uliczkami, czasem bardzo krętymi, jak np. w górskim mieście zbudowanym nad kopalnia srebra.

Ale nie tylko architektura nas zauroczyła. Natura również – dotarliśmy do wioski, którą trudno znaleźć na mapie i poczuliśmy klimat życia  mieszkańców. Tu po raz pierwszy eksplorowaliśmy  wodospady łącznie z kąpielami .

Tych wodospadów później mieliśmy jeszcze kilka z kąpielami i skokami do wody z kilkunastu metrów i wspinaczce po pionowych skałach w płynącej na głowę  z góry wodzie. Chyba  w nagrodę, że nikt nie spadł 😉 zabrano nas do „spa” z ciepłą rzeką – najbardziej utkwiły nam w pamięci groty, gdzie aby dojść do końca, trzeba pokonać bardzo silny prąd rzeki.

Każdy dzień przynosił również wrażenia kulinarne. Poznaliśmy różne rodzaje tortilli, tacos i kanapek: cemitas, tortas. Czasem cuda natury łączyły się ze rozkoszami podniebienia tak jak na Playa Azules, gdzie na dachu samotnego domku (który okazał się knajpką) jedliśmy pyszne krewetki, ośmiorniczki, ryby, napawając oczy widokiem lazurowego morza plaży z białym piaseczkiem i zielonymi kaktusami, pustej jak okiem sięgnąć.

Ale największa magia to tytułowe święto. Ulice pełne ludzi w fantazyjnych przebraniach z umalowanymi twarzami. Ołtarze budowane w domach ku czci zmarłych to dzieła sztuki: obrazy malowane kwiatami, zdobione kościotrupami, trupimi czaszkami – ze zdjęciami zmarłych, ulubionym ich jedzeniem, piciem. Ale gdy dojechaliśmy do małego miasteczka pod wulkanem  Popocatepetl – gdzie turysty nie uświadczysz – z obserwatorów staliśmy się współuczestnikami święta. Sypiąc ścieżkę z kwiatków prowadzącą duchy zmarłych do ołtarza, bijąc w dzwony przywołujące zmarłych i  tańcząc w szalonym, radosnym pochodzie wraz z mieszkańcami. Wieczorem już kameralnie – zaproszeni przez sympatyczna parę siedzimy przy palących się na ich ołtarzu świecach  i rozmawiamy  o świętach i zwyczajach w  Polsce i Meksyku – wzruszające .

Ze względu na brak miejsc nie wspomnę już o dwóch dniach słodkiego lenistwa w hotelu położonym nad samym brzegiem Pacyfiku, wizycie w domu Fridy Kahlo  i obejrzeniu Lucha Libre, czyli meksykańskiego wrestlingu . Ale nie mogę pominąć naszego wspaniałego kierowcy Don Mario – który gdyby była taka potrzeba, wjechałby busikiem na górę z pomnikiem Chrystusa Króla w Taxco .

Na koniec tradycyjnie : Daleko jeszcze? Do następnej wyprawy po Meksyku z Monika i Marcinem (np. południe + Gwatemala + Belize)

Jerzy + Agatka


Comments are closed.