Gwatemala - z wizytą u sąsiadów - Poznaj Meksyk
Gwatemala – z wizytą u sąsiadów

Gwatemala – z wizytą u sąsiadów

Byliśmy tuż przy granicy Meksyku z Gwatemalą, dzieliła nas zaledwie niezbyt wartka rzeka. Postanowiliśmy zatem odwiedzić sąsiadów i zrobić krótki wypad do Gwatemali.

Granicę z Gwatemalą przekraczaliśmy łódką przy małym, leniwym miasteczku, w którym nie było nawet bankomatu. Za to była najbardziej wyluzowana służba graniczna, jaką do tej pory spotkaliśmy 😉 oraz możliwość wymiany peso na quetzale (waluta Gwatemali) po zaskakująco dobrym kursie w sklepie lub raczej hurtowni z piwem. Potem tylko 5 godzin jazdy autobusem przez wertepy i jesteśmy we Flores. Sama jazda, pomijając tony kurzu we wszystkich zakamarkach ciała i obolałe pośladki, była przeżyciem dość przyjemnym – Gwatemalczycy, współtowarzysze podróży, kierowca i Pan z Hondurasu zabawiali nas rozmową i robili sobie żarty ze wszystkiego. Droga minęła bardzo szybko. Flores – wysepka, do której dojechaliśmy nie przypadła nam jednak do gustu (bardzo turystyczne miejsce). Ilość turystów była zaskakująca podwójnie – nie ma tam nic interesującego, a samo jezioro – no… jak jezioro. Szybko przenieśliśmy się do El Remate, małej wioski, hmm, też nad tym samym jeziorem 😉 z której łatwiej niż z Flores można dostać się do Tikal. A przy okazji jest to bardzo spokojne, przyjazne i ładne miejsce.

Z El Remate do Tikal to już tylko kilkadziesiąt minut w autobusie (jeżdżą często), ale my mieliśmy szczęście – podwiozła nas przemiła para Gwatemalczyków, którzy akurat tam zmierzali, a jak się potem okazało – byli w podróży poślubnej.

Ahh, Tikal! Przepiękne, najwyższe majańskie piramidy, położone na sporym terenie pokrytym dżunglą. Odkryto je dopiero pod koniec XXVII wieku.
Przypuszcza się, że była to stolica majańskiego państwa, znajduje się tam sześć strzelistych, schodkowych piramid z umieszczonymi na szczycie świątyniami oraz wiele innych, porozrzucanych zabudowań, połączonych ścieżkami.
Chodzenia na dobrych kilka godzin! 😀

Można tam obejrzeć także sporo nieźle zachowanych, kamiennych, pionowych płyt nagrobnych postawionych ku czci kolejnych władców. A w dżungli, w koronach drzew, pomiędzy budowlami żyją sobie stada małych małpek o niezwykle donośnych głosach – wyjców.
Ta strefa archeologiczna zdecydowanie warta jest odwiedzenia!

Kolejnym krokiem w Gwatemali miały być wodospady Semuc Champey. Ale żeby rozłożyć sobie trasę na krótsze odcinki, zatrzymaliśmy się w Las Pozas, nieturystycznej miejscowości położonej nad jeziorem. W Meksyku i innych krajach Ameryki Łacińskiej zazwyczaj trafialiśmy w takich przypadkach na ciekawe miejsca, jednak nie tym razem. Ciekawe było jedynie doświadczenie, bo patrzyli tam na nas jak na kosmitów 😮 Nikt z gringos się tam nie zatrzymuje na noc, wioska ubożuchna, świnie samopas biegające po „ulicach”, a jezioro strasznie brudne! Z brzegami upstrzonymi plastikowym śmieciem, aż przykro patrzeć 🙁

Zatem i wodospadów nam się gwatemalskich odechciało, pomknęliśmy więc do Antigua – i to był dobry ruch 😀

Prześliczne miasto w kolonialnej zabudowie, z fantastycznym klimatem w urokliwych uliczkach.
Dodatkowo trafiliśmy na imponujące procesje z okazji Wielkiego Tygodnia (Semana Santa). Niestety, pogoda spłatała nam figla, i zasłoniła okoliczne wulkany chmurami – nie zobaczyliśmy aktywnego, dymiącego wulkanu Fuego z Acatenango.

Nie zobaczyliśmy też w pełnej krasie wulkanów otaczających przepiękne gwatemalskie jezioro Atitlan (są trzy: San Pedro, Toliman i Atitlan), choć parę dni się tam pokręciliśmy po mieścinkach rozrzuconych na brzegach akwenu – leniwe San Pedro la Laguna, hipisowskie San Marcos la Laguna, turystyczne i największe Panajachel, maleńkie Santiago Atitlan. Cóż, w podróży nie zawsze ma się wszystko, czego się chce.

Samo jezioro imponujące, ogromne (ponad 130 km2 ), położone na wysokości 1563 m n.p.m. w kalderze powstałej w wyniku wybuchu wulkanu 84 tys. lat temu! Badacze odnaleźli na dnie jeziora pozostałości miasta Majów.

Przyznamy jednak, że z przyjemnością wróciliśmy do Meksyku.  Mocno wytęsknieni po tej krótkiej przerwie. Gwatemala nie zrobiła na nas takiego wrażenia jak ten nasz ukochany kraj 😉


Comments are closed.